Dworzec kolejowy PKP w Gliwicach. Świeżo po remoncie, trwają ostatnie prace wykończeniowe. Sennie jeszcze, poranek, hala pusta...Do dwóch kas kilka osób stoi po bilety, my również – kupujemy bilety na pociąg do Poznania. Jedziemy na weekend – żona ma szkolenie, a ja z młodszym synkiem, karmionym jeszcze piersią, jako asysta :)
W sąsiedniej kolejce z ciepłą życzliwością przygląda się nam starsza Pani (Oluś wzbudza powszechne zainteresowanie, bo jest dzieckiem radosnym i ruchliwym). Nawiązuję z nią krótką rozmowę: o dzieciach, o wnukach.
Starsza Pani w pewnym momencie mówi:
Wie Pan – miło jest patrzeć na Was i to Wasze dzieciątko...Ja już stara jestem, a dzieci pochowałam i wnuczki pochowałam....Starszy syn zmarł w sierpniu, a córka miesiąc później...
…..... - słucham tylko.....
a wnuczki: wnuczek zginął w wypadku, miał 4 latka, a wnuczka zmarła nieco później...I co mi teraz pozostaje....?
-Żyć? - pytam...
-Ma Pan rację....żyć.....
Wielu czy niewielu?
Pół godziny później wsiadamy do pociągu. Dwie torby, wózek, dziecko...podajemy sobie po kolei. Z pomocą przychodzi obcy mężczyzna, który był już w wagonie. Z uśmiechem na twarzy przesuwa bagaże w głąb wagonu. Właśnie! Twarzy! Ale jakiej? Nienaturalnie blada, lekko sina, jakby wyjęta z lodówki, ciemne oczodoły, lekko opadające kąciki ust, bladych ust. Mimika twarzy nie nadąża za uśmiechniętymi oczami. Coś w niej nienaturalnego. Nagle dostrzegam cienką linię biegnącą od podbródka w górę, przed uchem, po czole, nieco pod linią włosów i z drugiej strony w dół ponownie do podbródka. Blizna??? Czyżby mężczyzna był po przeszczepie twarzy? Albo po poważnym wypadku wymagającym jakiejś rekonstrukcji..?
Jesteśmy już w przedziale, a ja z uśmiechem podchodzę i dziękuję za pomoc:
Nie ma za co! - mówi mężczyzna – trzeba sobie pomagać! Tak mało teraz jest dobrych ludzi na świecie....
Nie tak znowu mało - mówię – przecież spotkałem Pana!
Mężczyzna uśmiecha się na swój nienaturalny sposób i przechodzi do innego wagonu...
To dziwne! Dziwne, prawda? Dopiero kiedy dostrzegasz innego człowieka i w tej krótkiej chwili relacji doświadczasz jego cierpienia poprzez rozmowę, obserwację czy inny sposób, zaczynasz patrzeć na siebie, swoje życie z większą wdzięcznością...
Czy to jest konieczne? Jakiego bodźca jeszcze potrzeba, by w sposób systematyczny i szczery okazywać wdzięczność za swoje życie? Czy takie spotkania to drogowskazy, które pozwalają nam trafiać z powrotem na ścieżkę świadomego BYCIA W TYM ŚWIECIE?
Z drugiej strony
Parking przyszpitalny. Właśnie wyszliśmy z przychodni chirurgii dziecięcej. Mój starszy syn Franek miał wyciągane szwy po niedawnym wypadku i szyciu czoła. Skończyłem już zapinać go do fotelika, a młodszy, półroczny Oleczek już grzecznie czekał w swoim. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że nie mam żadnej gotówki do parkomatu, a najbliższy bankomat o szpitalu. Jak to? Znowu wyciągać dzieci z samochodu i zasuwać do szpitala. Bo nie mam 4 złotych? Zacząłem więc rozglądać się dookoła za innymi ludźmi. Postanowiłem poprosić ich o pomoc i o pieniądze na parkomat, wskazując jednocześnie moje auto z dziećmi w środku. Poprosiłem trzy osoby i w ciągu 5 minut otrzymałem potrzebne 4 złote! Bardziej niż z pieniędzmi cieszyłem się jednak ze Świętego Spokoju ….
Boże, dziękuję Ci za tych wszystkich ludzi, którzy mnie otaczają, bo są odbiciem moich trosk i zmartwień, ale także przypomnieniem, że ja mam SWOJE ŻYCIE i to ono jest najważniejsze. Bo dopóki żyję, mam na nie wpływ, a im lepszym staję się człowiekiem, tym lepiej mają się osoby dokoła mnie. Jeśli zapomnę być szczęśliwym i dobrym człowiekiem, to także ludzie wokół mnie przestaną czerpać radość z bycia ze mną.
Boże! Daj mi więc proszę Dobrą Pamięć! Bym pamiętał o byciu szczęśliwym i dobrym człowiekiem!
Komentarze