Jeśli nie wiesz, dokąd zmierzasz, możesz trafić tam, gdzie wcale nie chcesz się znaleźć /John David Mann/
Pamiętam jak kilka lat temu, surfując po internecie w jeden z zimowych poranków, przeczytałam takie pytanie: jeśli to, co masz w swoim kalendarzu nie przybliża Cię do realizacji celów i marzeń, jakie sobie stawiasz, dlaczego w ogóle to robisz? Przeczytałam
i poszłam dalej, jak to zwykle bywa po przeczytanych w różnych momentach treściach. Zazwyczaj wtedy łapię refleksję, że mądry tekst i warto się nad nim dłużej zastanowić, ale będąc w ferworze różnych „muszę” lub „chcę” szybko o nim zapominam i ruszam robić właśnie to, co w kalendarzu.
Ale wróciło. Wróciło, kiedy kilka miesięcy później, będąc na wakacjach na Minorce, nie mogłam ruszyć się z łóżka z powodu okropnego bólu pleców. Piękna pogoda, wszyscy zmierzają na plażę lub przynajmniej w kierunku hotelowych leżaków przy basenie, a ja leżę w bezruchu. Bo ruch bolał. Do tego zawroty w głowie. Przyszło wtedy inne pytanie: co ten ból chce mi powiedzieć? To nie był pierwszy raz. Gdy próbowałam uchwycić momenty, w których mnie dopadał, miałam z tym niemałą trudność, bo nie były zupełnie oczywiste. Zazwyczaj, gdy doświadczałam nadmiaru obowiązków, wrażeń, czy też innych aktywności, przez jakiś czas funkcjonowałam na podwyższonej adrenalinie i mój organizm dawał radę. Gdy natomiast pozwalałam sobie na chwilę oddechu, bo przecież od czasu do czasu work-life balance
i w ogóle wszelki balance jest wskazany a ja, jako absolwentka studiów ajurwedyjskich, doskonale o tym wiem, łapałam dół. Dół w sensie fizycznym, który naturalną koleją rzeczy pociągał za sobą psychikę. Również w dół. No bo przecież z czego się cieszyć, jeśli boli?
Pierwsza refleksja, jaka przyszła to „zatrzymaj się!”. Zanim umysł zaczął racjonalizować po swojemu (przecież ostatnio się nie zmęczyłaś, masz przerwę od pracy, robisz o połowę mniej, niż kiedyś, itp., itd.) odrzucając podpowiedź intuicji, złapałam ją. Co to znaczy „zatrzymaj się”? przecież właściwie to stoję w miejscu, a raczej się kręcę próbując doprecyzować moje dalsze zawodowe kroki.
Z pytaniem o ból wróciło tamto pytanie: dlaczego robię rzeczy, które mnie nie przybliżają do tego, co moje? A zaraz potem przyszło: i po co? Zajrzałam do mojego telefonicznego kalendarza, a tam w najbliższym tygodniu: kurs medytacji, mentoring kariery, rozmowa kwalifikacyjna, zajęcia ze studentami, spotkanie z Karolem, zaległy Dzień Matki w ulubionej restauracji, do której chadzam z synem z różnych okazji, a także czasem bez okazji i kilka innych. Po szybkiej analizie zrezygnowałam z dwóch, czy trzech pozycji na korzyść czasu dla siebie. Spacer po lesie jest zawsze lepszym wyborem, niż np. spotkanie z wiecznie niezadowolonym znajomym.
A jak to jest u Ciebie? Czy Twój kalendarz wypełniają zapisy, które przybliżają Cię ku temu, co stawiasz na swojej życiowej ścieżce?
Komentarze