Jestem pewna, że nasłuchaliście się już i naczytali, jak ważne jest pierwsze wrażenie, nieciekawe trudno jest odbudować, trzeba się postarać za pierwszym razem, a później już jedziemy „na opinii”.
Gdyby jednak zawsze tak było, świat byłby prostszy, my wypoczęci po raz zrobionym show, a wszelkie wysiłki kierowane ku własnemu rozwojowi, poszerzaniu wiedzy, nie byłyby do niczego potrzebne. Wystarczyłaby doskonała autoprezentacja - perfekcyjny strój i makijaż, odpowiedni wyraz twarzy, idealna postawa, gestykulacja, kilka ładnie ułożonych i płynnie wypowiedzianych słów na powitanie. Tylko jeden, pierwszy raz! I tyle. W kolejnych krokach pusta głowa w ładnym opakowaniu może już sobie odpuścić wszelki wysiłek i zacząć się z nami spotykać w łachmanach, sepleniąc pod nosem przekleństwa ze skrzywioną wiecznie miną. My i tak, pozostając pod wpływem pierwszego wrażenia będziemy tkwić w zachwycie i podążać za mistrzem po jego śladach. Znacie takie przypadki? Znacie na pewno. Ale nic nie trwa wiecznie. Na szczęście. Bo czy dzięki takim, jedynie atawistycznym instynktom, ludzkość zdołałaby wyjść z epoki kamienia łupanego? Niestety, pozostalibyśmy raczej na etapie instynktownej oceny czy spotkany osobnik nam zagraża i trzeba wiać z wrzaskiem, czy można szturchnąć mu łapę i wspólnie zapolować na zwierzynę.
Faktem jest, co udowodniono już ponad pięćdziesiąt lat temu, że podczas pierwszego spotkania, wyrabiamy sobie opinię o drugiej osobie, do tego też bardzo trudno jest nam ją zmienić. Nie lubimy bowiem przyznawać się do błędów, także - a może przede wszystkim - tych opartych jedynie na naszej subiektywnej ocenie. Warto zatem przyjrzeć się dwóm aspektom pierwszego wrażenia: spójności przekazów i odpowiedzi na pytanie: skąd płynie nasz osąd?
Jak wygląda zatem pierwsze wrażenie w spotkaniu z coachem? Co chcemy zobaczyć i dlaczego? Czy zastanawiamy się nad tym biegnąc na spotkanie, między zawsze ważniejszymi i pilniejszymi zadaniami, niż własny rozwój? Nie i pierwszą decyzję - przyjaciel czy wróg - podejmujemy w ciągu kilku sekund. Ta płynie z naszej nieświadomej części „zwięrzęcia”, które musiało (i musi) przetrwać w dzikim świecie.
Czyli de facto od razu możemy usiąść lub wyjść, mówiąc „Przepraszam, pomyliłem/am pokoje”.
Jednak w większości przypadków zostajemy i próbujemy rozmawiać dalej. Czy to tylko uprzejmość, czy jednak ciekawość i gotowość do poznania użyteczności coacha dla naszych celów? Bywa różnie, czasem góruje uprzejmość, która zamyka drogę do wzajemnego poznania i porozumienia i jest zwykłą stratą czasu.
Aby dać sobie szansę podjęcia jak najbardziej świadomej, rozumnej-ludzkiej decyzji warto odpowiedzieć sobie przed spotkaniem na kilka pytań:
o wygląd (czy coach musi być ładny?;
co oznacza dla mnie „uroda” w przypadku coacha?),
wiek (doświadczenie czy urok młodości),
sposób mówienia (głośny, wyraźny, przyciszony, uspokajający, twardy, przyjacielski, skrótowy, gładki, przerywający, itd....) ,
styl, sposób bycia (przyjacielski, profesjonalnym, zdystansowany, otwarty, słuchający, wykładowca, roztrzepany, skoncentrowany - na czym?; dominujący, partnerski, uległy, itd.).
Czyli z grubsza poznać odpowiedź: czy jest chemia i dlaczego.
Nie warto podejmować decyzji o wyborze coacha na pierwszym spotkaniu. Nasza ocena jest przefiltrowana przez kulturę, wychowanie, doświadczenie. Pierwsze sekundy to szufladkowanie osoby, a niechęć do zmiany zdania może odebrać nam rozum.
Wystarczy, że coach przypomina znienawidzonego nauczyciela fizyki z gimnazjum i już nie wiemy dlaczego, ale go nie lubimy. Z kolei piękna, miła kobieta o matczynym uśmiechu przyciągnie nas na długo. Może też trafiliśmy wreszcie, po kilku żenujących spotkaniach na osobę, która w ogóle przypomina coacha - z wyglądu i doświadczenia. Choćby z tych powodów warto dać sobie czas, aby przekonać się na dwóch-trzech spotkaniach, czy coach jest tym za kogo się podaje/na kogo wygląda, czy też jest doskonały w sztuce robienia dobrego wrażenia, ale jego działania nam nie służą.
Tak naprawdę ten czas jest potrzebny na sprawdzenie, czy coach posiada treści, które sprzedał nam sobą. Czy jego przekazy: werbalny i pozawerbalny są spójne. Czy faktycznie zależy mu na realizacji celów coachee, czy na pompowaniu własnego ego.
Uzbrojeni w wiedzę - kogo szukam i kogo spotkałe/am, popartą rozumem i doświadczeniem kilku spotkań, zwiększamy szansę podjęcia dobrej decyzji o pracy z bardzo ważną osobą - tą, która nas przeprowadzi po niezbadanej drodze szybko, sprawnie i prosto do celu.
Komentarze