„Weź mi tu nie wyjeżdżaj z tymi kołczingowymi bredniami!”
„Daj sobie już spokój tymi pseudo-psychologicznymi bzdurami kołczów...”
„Dla mnie coaching to manipulacja, ale dobry pomysł na wyciąganie kasy od ludzi.”
Znacie to?
Choć temat był już niejednokrotnie poruszany, uznałem, że na początku mojego bloga warto do niego wrócić.
W internecie można spotkać mnóstwo hejtu na coaching. Oraz krytyki, która wydaje się sensowna. Wcale się nie dziwię! Gdybym nie zajmował się tym profesjonalnie, gdyby nie studia, gdyby nie proces akredytacji w poważanej międzynarodowej instytucji, sam do dziś pewnie myślałbym podobnie.
Coaching w Polsce nie ma dobrego PR-u. Szkoda, bo jest mnóstwo osób, które mogłyby z niego skorzystać, a raczej tego nie zrobią, bo mylą coaching z czymś zupełnie innym. Tak jak ja przez szereg lat.
No właśnie. W związku z obszarami, jakimi zajmowałem się do połowy ubiegłego roku, zawsze interesowała mnie ogólna tematyka rozwojowa. I kiedy przyszło mi zmieniać „branżę” (przepraszam za ten kolokwializm, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy), pomyślałem o coachingu. W moim pojmowaniu, oczywiście. Czarny PR mnie nie zraził. ;) Co wtedy usłyszałem od życzliwej mi osoby?
„Coaching? O, dla Ciebie dobry pomysł, ty będziesz umiał bajerować ludzi, bo masz «gadane».”
Zatem to dobry pomysł, pomyślałem. Jakież było moje zdziwienie, gdy zacząłem szperać w sieci, brać udział w internetowych kursach, czytać książki i artykuły! Moje wyobrażenie o coachingu i moich bliskich było zupełnie błędne! Ale też nie brało się powietrza...
Zatem, jakie wyobrażenie jest powszechne? Skąd się wzięło? I skąd w dodatku ten czarny PR i hejt?
W ostatnich latach coachami zaczęli się nazywać ludzie, których raczej najczęściej nazwalibyśmy mówcami motywacyjnymi. Pół biedy, gdyby byli to dobrzy mówcy motywacyjni...
Jest wielu świetnych mówców motywacyjnych (wśród Polaków znajdziemy m.in Jacka Walkiewicza czy Jakuba Bączka, a zza granicy wymieniłbym z pewnością Briana Tracy’a czy nieżyjącego już Ziga Ziglara). Potrafią naprawdę inspirować, przekazują autentyczne wskazówki, uczą i bawią. Zazwyczaj robią to na specjalnych eventach i z tego żyją. Innym razem są zapraszani na konferencje firmowe, np. w momencie, gdy firma wprowadza nową strategię czy dokonuje restrukturyzacji, gdy firmy chcą docenić swoich pracowników. Daje to pracownikom szansę spotkania z autorytetem, który zachęci ich do wprowadzania pozytywnych zmian. Takie spotkania dają uczestnikom siłę i energię, mogą być zalążkiem zmian.
Zalążkiem. Zmian. Tylko tyle i aż tyle. Jak widzicie, nie mam do mówców motywacyjnych specjalnie zastrzeżeń – ale:
To, co robią to nie coaching!
Gorzej, gdy robią to w sposób, który może wielu odrzucać i w dodatku tytułują się właśnie kołczami. Jeszcze gorzej, gdy zamiast pomagać, szkodzą (serwując papkę tzw. pop-psychologii, czy budując wokół siebie para-sektę).
Kto Ci ukradł marzenia? Masz tylko jedno życie i patrz… co z nim robisz…
https://www.youtube.com/watch?v=dp89suL_KUQ
Niestety ten i inne filmy Kołcza Majka zrobiły wiele czarnego PR-u dla coachingu. Co mnie najbardziej boli, to fakt, że z coachingiem kojarzą się teraz wulgaryzmy i banały (absurd zaczyna się już w samym tytule, jaki przypisuje sobie Kołcz Majk – „Guru kultury”...). Kołcz Majk stara się być mówcą motywacyjnym. Niestety, do tego potrzeba nieco więcej niż wygłoszenia paru banałów okraszonych rynsztokowym językiem.
Kołcz Majk nie jest coachem!
Myślę też, że to, co przylepiło się za sprawą tego pana do coachingu, ma także negatywny wpływ na wizerunek (dobrych!) mówców motywacyjnych. Może stąd wzięły się teksty przytoczone u góry.
źródło: kwejk.pl
Skoro nie bzdura, to co?
Wiemy już, że to, co zazwyczaj ludziom kojarzy się w głowach, gdy słyszą coaching, nie ma z prawdziwym coachingiem nic wspólnego. Idźmy więc dalej. Od innej życzliwej mi osoby usłyszałem kilka miesięcy temu:
„Będziesz zajmował się coachingiem? Super, nadajesz się, bo potrafisz ludziom dobrze doradzać!”
Niestety, musiałem po jakimś czasie wyprowadzić tę osobę z błędu. Coach również nie doradza. Coach przede wszystkim słucha. W czasach ogromnego pędu, „parcia” na sukces, w czasach, gdy coraz mniej ze sobą rozmawiamy, więzi społeczne ulegają rozluźnieniu, gdy czujemy się coraz bardziej osamotnieni, przygnieceni, zagubieni... Podświadomie szukamy niekiedy autorytetu, który nas poprowadzi, podpowie.
Ale... coach nie podpowie. Nie poprowadzi za rączkę. Pokaże Ci, że sam jesteś w stanie rozwiązać swoje problemy... Albo, że możesz się jeszcze bardziej rozwinąć w obszarach, o których nawet mogłeś nie mieć pojęcia.
W tym miejscu dochodzimy wreszcie do tego, czym jest coaching.
Coaching nie ma jednej definicji (czy kogoś to zaskoczyło?). Pozwoliłem sobie zatem na moją własną podwójną definicję, stworzoną zgodnie z opisem, jaki znajdujemy w materiałach Międzynarodowej Federacji Coachingu (ICF). Zatem, coaching to:
Jedna z wielu metod rozwojowych.
Proces, w którym klient osiąga możliwość budowania motywacji i zaangażowania, samodzielności oraz konstruktywnych sposobów myślenia i działania przy wsparciu coacha, który klientowi nie doradza, nie sugeruje i nie rob tego za niego, a pozostaje z nim w relacji partnerskiej.
Brzmi zawile? Tak może się wydawać, ale sam proces i sesja coachingowa nie są aż tak straszne. Dodam, że coaching to skuteczna metoda rozwojowa, narzędzie rozwoju osobistego. Jednak nie jest panaceum na wszystko.
Czy coaching to pseudo-terapia?
„Coaching? Powiedz mi szczerze, czy to nie jest jakiś bajer? Bo moim zdaniem to taka pseudo-terapia prowadzona przez ludzi, którym ni chciało się kończyć 4-letniej szkoły psychoterapii.”
Coaching nie rozwiązuje wszystkich problemów (dla kogo coaching – tym zajmę się w jednym z kolejnych tekstów). Od psychoterapii rożni się kilkoma elementami:
coach nie diagnozuje problemów ani zaburzeń, ani ich nie leczy (tak jak terapeuta),
korzysta z zasobów (doświadczenia, umiejętności, wiedzy, talentów) klienta,
zakłada, że klient JUŻ MA te wszystkie zasoby, tylko trzeba je z niego wydobyć,
nie doradza (do tego psychoterapeuta ma prawo),
nie uczy i nie daje gotowych rozwiązań (do tego też).
To wszystko sprawia, że coaching jest tak skuteczny – klient odkrywa siebie w trakcie procesu i dzięki temu odkrywaniu widzi, że jest w stanie podjąć zmianę i osiągać swoje cele.
Podobieństwo do psychoterapii wynika z faktu, że coachowie posługują się podobnymi, jak terapeuci, metodami: rozmową, tzw. pytaniami mocnymi, wizualizacją, pracują czasem z emocjami klienta.
Coaching jest po prostu inną metodą. Inną niż mentoring, szkolenie, terapia, tzw. shadowing czy consulting. Jedną z wielu. Często skuteczniejszą od tradycyjnych szkoleń, zwłaszcza w przypadku gdy ktoś ma problemy z motywacją, organizacją pracy, podejmowaniem decyzji lub czuje się zagrożony wypaleniem zawodowym.
A może to chwilowa moda?
„Daj sobie, Radek, spokój. Ten coaching to tylko taka chwilowa moda...”
Coaching jako metoda pracy powstał w latach ’70 w USA, wywodzi się z pracy ze sportowcami. Od tamtego czasu metoda została rozwinięta w ośrodkach naukowych, opracowana, poddana ocenie międzynarodowych gremiów i została doceniona w dziesiątkach tysięcy firm, wśród milionów klientów na całym świecie jako skuteczna. Skoro coraz więcej firm i osób prywatnych dostrzega w nim wartość, być może jednak nie jest to chwilowa moda (z resztą, o psychoterapii w latach ’20 i ’30 mówiono podobnie...).
A Wy co sądzicie?
Komentarze