Jedną z moich ulubionych zabaw z dzieckiem, jest zabawa śmieciami. Brzmi dziwnie? Ale to prawda.
Uwielbiamy przerabiać stare graty, przed trafieniem na śmietnik, na zabawki. Kubek, któremu odpadło ucho na doniczkę, wcześniej dekorując ją fantazyjnie. Pudełko z jogurtu na domek dla ludzika. Papier na papkę, z której lepimy postacie, zwierzątka, kształty. Stary, zepsuty zegar na ramkę na obrazek lub zdjęcie.
Zabawy tego typu mają ukryty, bardzo ważny cel. Uczę swoje dziecko tego, że nie wszystko co się zepsuło trzeba wyrzucić. Pokazuję, że rzeczy zmieniają swoją użyteczność.
Gdy byłem małym chłopcem, zawód zegarmistrza był popularny i ceniony. Pierwszym wyborem, w przypadku awarii zegarka, było zaniesienie go do naprawy. Podobnie jak buty do szewca.
Świat się zmienił. Teraz wyrzucamy i kupujemy nowe, bo się nie opłaca.
Jak to odbija się na nas? Jak to kształtuje nasze dzieci?
Wyobraźmy sobie, że kubek jest naszym partnerem. Mężem, żoną, przyjacielem. Nowy jest piękny i funkcjonalny. Pierwszy łyk kawy z niego, jest niezapomniany, smakuje jakoś lepiej. Po latach on się zmienia. Szczerbi się, pokrywa trwałym osadem. Odpada ucho. Tak jak my się zmieniamy. Starzejemy się, zmieniamy poglądy, miejsce zamieszkania, punkt widzenia. Czy kończy się wtedy nasza wartość? Nie. Ona się zmienia. Zmienia się użyteczność. Nasi rodzice starzeją się, nie są już tak sprawni, mniej nam mogą pomóc. A mimo to dalej ich potrzebujemy.
Spójrzcie Państwo jak łączą się historie przedmiotów i ludzi. Jak łączy się sposób postępowania z zepsutym zegarem i konfliktem z partnerem.
Nie twierdzę, że wszystko można naprawić. Nie namawiam do chodzenia w dziurawych butach. Zachęcam do sprawdzania możliwości naprawy a decyzje o pozbyciu się, podejmować odpowiedzialnie. Więc zanim wyrzucimy, sprawdźmy nową użyteczność lub możliwość naprawy. I nie chodzi mi tu tylko o przedmioty…
Komentarze