Czy zdarza wam się myśleć o przyszłości wyłącznie w kategorii przyszłości? To znaczy, czy kłębią wam się w głowie zdania typu: kiedyś to zrobię, kiedyś tego dokonam, kiedyś przyjdzie na to czas, jeszcze nie teraz, jeszcze za wcześnie, jeszcze nie jestem gotowy/a, potrzebuję jeszcze czasu? Czy zdarza wam się patrzeć na siebie przez pryzmat ciągłych luk, ograniczeń, braku szczęścia, nieodpowiedniej chwili na to co chcecie kiedyś zrobić?
Jeśli tak - to zadam wam pytanie - Jeśli nie teraz jest czas i miejsce na rozpoczęcie wędrówki i spełnianie swoich marzeń – to kiedy?
Najpierw jesteśmy zbyt młodzi, potem jesteśmy zbyt starzy. Najpierw nie mamy czasu bo się bawimy, potem nie mamy czasu bo pracujemy. Najpierw mamy obowiązki, potem nie mamy obowiązków tylko uczucie straty i przeminionego czasu. A gdzie w tym wszystkim poczucie spełnienia, życia w zgodzie z samym sobą i radości z tego co nas spotkało na przestrzeni lat?
Większość z nas ma na uwadze tylko plany minimum do zrealizowania zamiast brać życie za rogi i czerpać z niego idąc na całość. Oczywiście wszystko zależy od naszej gotowości na podejmowanie wyzwań. Aby chwycić byka za rogi trzeba najpierw się na to odważyć a to wiąże się z poskramianiem własnych lęków, obaw, kompleksów bez pokrycia. poczucia własnej niższości i słabości TU i TERAZ. Jednak tu i teraz wolimy aby zrobił to za nas ktoś inny, a my z boku popatrzymy jak on to robi, z nadzieją że trochę nam się dostanie chwały i splendoru w nagrodę za czyjeś zwycięstwo. Potem jesteśmy rozczarowani bo jako widzowie, tak też jesteśmy traktowani. Za to „torreador” przechadza się w chwale lub cierpi w wyniku odniesionych ran. Widzimy jak chwała wynosi torreadora na wyżyny. Wtedy towarzyszy nam zazdrość, nuta rozgoryczenia i żalu, że to nie my spróbowaliśmy. Żałujemy straconej okazji, wspominamy to co nam przeszło koło nosa, żywimy się tęsknotą za straconą szansą i wmawiamy sobie, że teraz to już jest za późno aby samemu spróbować. Sami siebie wpędzamy w poczucie straty i winy za nie podjęte działania. Za to, w razie porażki „torreadora”, cieszymy się, że nas to ominęło, że mieliśmy nosa aby nie próbować i ogólnie jesteśmy zadowoleni, że pozostaliśmy na swoim nie lubianym miejscu. Tylko czy jest z czego się cieszyć? Brak porażki to brak okazji do samodzielnego formowania własnego JA. To brak możliwości doświadczania, wzmacniania siebie, swoich metod i działań pozwalających na osiąganie coraz to wyższych szczytów. To brak możliwości dawania sobie szansy na bycie szczęśliwym a na starość mniej zgryźliwym. TU i TERAZ każdy siniak, każde nieudane przedsięwzięcie, któremu się opieramy, które próbujemy uleczyć, daje nam niesamowitą siłę aby iść dalej gdzie możemy realizować nasze najskrytsze marzenia, pragnienia, oczekiwania, wartości. Dzięki walce z własnymi słabościami zyskujemy niesamowite poczucie kontroli i sprawstwa w tym co robimy. Zyskujemy poczucie satysfakcji i wpływu na swój los. Oczywiście jest wielki trud i wysiłek ale jest też nagroda. Nabieramy wiary we własne siły i możliwości. Przestajemy się bać życia i tego co nas w nim spotyka. Dostajemy skrzydeł, które nas wynoszą wysoko do nieba a z góry każdy przebyty trud czy niepowodzenie rysuje się jako mała niewyraźna i nieznacząca kropka. I najważniejsze – dzięki wierze we własne siły idziemy przez to życie na swoich warunkach, w zgodzie z samym sobą co pozwala się cieszyć tym co i jak robimy. Dzięki determinacji i pozwoleniu na doświadczanie możemy budować swój szczęśliwy świat TU i TERAZ. Czego sobie i wam życzę :-)
Alicja Stankiewicz, ACC ICF
Coach metody CoachWiseTM
Trener, psycholog
Powyższy tekst jest chroniony ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Komentarze