Coaching wywodzi się z NLP. Wiele narzędzi, które stosujemy zostało przeniesionych z programowania neurolingwistycznego. Na przykład metody omijania blokad kory novej poprzez zadanie klientowi nonsensownego z pozoru pytania (gdy odpowiada „nie wiem”) - „a gdybyś wiedział to co by to było”. Umysł gadzi nie rozumie zaprzeczeń i nie rozumie trybu warunkowego. Dlatego polecenia „nie myśl o kolorze czerwonym” nie da się wykonać. Ale na poziomie świadomym warunkowe „gdybyś” pozwoli się zdystansować i odnaleźć rozwiązanie. Bo to nie ja, mnie to nie dotyczy, tylko sobie teoretyzujemy więc nie muszę troszczyć się o to co powiedzą inni, o to czy rozwiązanie jest zgodne z moimi przekonaniami itd.
Samo zaś NLP powstało z mapowania hipnoterapii. W gruncie rzeczy modele lingwistyczne NLP to nic innego jak hipnoza bez transu. Sugestie hipnotyczne działają także bez transu, czyli „bez hipnozy”. Na przykład ustawicznie stosowane sugestie wg modelu najpierw zdanie oczywiście prawdziwe, później sugestywne, znacząco przyspieszają powrót do zdrowia.
Umysł ludzki jest potężny. Mówią o tym (od tysiącleci) mistycy i nauczyciele duchowi, a od wieku mówi o tym także współczesna nauka. Starczy wspomnieć efekt załamania funkcji falowej przez udział świadomości obserwatora (mechanika kwantowa). A 95% tego umysłu to nieświadomość.
Podświadomość pamięta wszystko, „widzi” wszystko i dokonuje wyboru, filtruje te masy informacji tak, by umysł świadomy mógł sobie z nimi poradzić, byśmy w ogóle mogli funkcjonować. Często jednak nasze filtry są już od dawna nieadekwatne.
Wyobraźmy sobie na przykład taką sytuację: mały chłopiec podchodzi do mamy i prosi o wspólną zabawę, ale jego matka miała bardzo ciężki dzień, masę problemów, trudności w pracy, stres, do tego łapie ją grypa i zwyczajnie źle się czuje. Chciałaby chwilę odpocząć. Skończyła właśnie jakieś porządki, może sprzątanie pokoju syna i wreszcie zrobiła sobie kawę. Chciałaby ją w spokoju wypić, żeby odetchnąć, nabrać sił. Odmawia więc zabawy mówiąc coś w stylu „widzisz przecież, że piję kawę, daj mi teraz spokój”. Chłopiec w jej głosie słyszy zmęczenie, zniecierpliwienie, może jakiś tajony żal. Nie uświadamia sobie tego, ale przecież to czuje. I rodzi się w nim „program”, głębokie przeświadczenie, że jak kobieta pije kawę to nie wolno, pod żadnym pozorem nie wolno się do niej zbliżać, odzywać, zwracać jej uwagi w żaden sposób. I po trzydziestu latach, choć już nie pamięta tej sytuacji, tak właśnie reaguje, bo nieświadomość dba o niego, pilnuje go przed błędem i nie pozwala się zbliżyć do kobiety, która pije kawę.
Być może ten przykład jest naiwny i trochę naciągany, ale mniej więcej tak to działa. „Program”, który być może miał kiedyś głęboki sens, zdezaktualizował się, ale przekonanie zostało i dalej działa. Teraz może powodować problemy. Ponadto, ponieważ mężczyzna nie pamięta tej sytuacji, a nie zbliży się za nic do kobiety kawiarni, musi sobie ten opór jakoś zracjonalizować. Dochodzi więc do przekonania, że po prostu jest nieśmiały. Mamy więc kolejne przekonanie. A skoro już zdecydował, że jest nieśmiały to od tej pory jego nieświadomość będzie starała się to potwierdzić, bo przecież przekonania muszą być spójne.
Tego typu problemy zazwyczaj rozwiązuje terapia. Ale żeby mogła je rozwiązać, to musi być „problem” na tyle poważny, by ktoś się na tę terapię udał i by można go było zdiagnozować. Tymczasem często (najczęściej) są to sprawy mniejszej wagi. Jednakże na tyle poważne, że szkodzą. Utrudniają życie, unieszczęśliwiają i tak dalej.
Są więc „obszarem” dla coachingu.
Skoro więc wiemy już, że chodzi o nieświadomość i znamy narzędzia by do niej docierać to pojawia się pytanie czy można efektywniej. Umysł to potęga. Moim ulubionym przykładem (zaczerpniętym z Bandlera1) wykazującym tę potęgę jest fobia.
Fobia, czyli paniczny, uporczywy lęk, paraliżujący, kompletnie nieadekwatny do zagrożenia. Fobii można się nabawić w jednej chwili. Coś się dzieje i nagle pojawia się fobia i zostaje na długo, czasem na zawsze. W jednym momencie umysł uczy się, że ten konkretny bodziec ma wywołać przyspieszone bicie serca, wzrost ciśnienia krwi (zwężenie tętnic), poszerzenie źrenic, pot, wzrost albo spadek temperatury ciała, jeżenie włosów, duszności i tak dalej. Masa reakcji, często bardzo złożonych, zebranych w jedną całość. A to wszystko w jednej chwili.
Leczenie fobii podczas psychoterapii może trwać miesiące, a nawet lata. Dzięki NLP można ją wyleczyć w 20 minut. Da się.
Czyli można szybciej. Można efektywniej. Zatem powraca pytanie czy można jeszcze lepiej. Zapewne tak, ale jak? Wróćmy więc do początku. A na początku była hipnoza. I rzeczywiście. Dzięki hipnozie można fobię wyleczyć w 30 sekund...
Na temat hipnozy krąży wiele mitów. Tymczasem stan transu jest naturalnym stanem człowieka, a hipnoza jest obecna w naszym życiu od tysięcy lat. Jest obecna i dziś. Na przykład w reklamie. Na każdym kroku jesteśmy bombardowani sugestiami hipnotycznymi najczęściej sugerującymi związek produktu z sexem (jaki by to nie był produkt). Czasem te powiązania bywają zabawne, czasem idiotyczne, ale działają. Może więc warto zdawać sobie sprawę z ich istnienia i ograniczyć własną podatność na manipulację? Ale nie jest to temat tego opracowania.
Stanu transu doświadczamy codziennie. Przynajmniej dwa razy dziennie – kiedy zasypiamy i gdy się budzimy. Zresztą wystarczy zamknąć oczy by umysł przełączył się na stan alfa. Tak to działa. Kiedy się zaczytasz, kiedy coś robisz, na przykład prowadzisz samochód korzystając z tzw. nieświadomej kompetencji, kiedy gapisz się w telewizor nie zwracając uwagi na wszystko wokół, kiedy wykonujesz jakąś czynność mechanicznie myśląc o czymś innym – jesteś w transie.
Stany transowe wykorzystywane są na całym świecie w medycynie, nie tylko „szamańskiej”, ale także tej oficjalnej, tak zwanej naukowej. Do lat 70 XXw. w Polsce głęboka hipnoza była wykorzystywana w niektórych szpitalach jako znieczulenie.
Dlaczego więc hipnoza „źle się kojarzy”? Ludzie boją się tego, czego nie rozumieją. A o hipnozie się nie mówi. Głośno jest natomiast o hipnozie scenicznej. Hipnotyzer zaprasza na scenę kilka osób i wmawia im na przykład, że są kurami. I ludzi ci zachowują się jak kury przez jakiś czas. Miłośnicy literatury sensacyjnej znają też hipnozę z książek. Przecież można zmusić zwykłego człowieka, żeby pozabijał w transie wszystkich wokół i później rzucił się z mostu. Czyli hipnozą można zmusić ludzi do robienia strasznych rzeczy, których nigdy normalnie by nie zrobili.
Tymczasem nie jest to prawda. Na scenę trafiają osoby bardzo podatne, starannie wybrane spośród setek widzów i co kluczowe osoby te bardzo, bardzo chcą zaistnieć, chcą być w centrum uwagi, chcą uwierzyć w to, że są kurą. I na jakiś czas wierzą. Uwierzyliby i bez hipnozy... Przecież dajemy sobie wmawiać na co dzień różne rzeczy. Najczęściej, że czegoś potrzebujemy, że jeśli czegoś nie kupimy to nie będziemy zdrowi, szczęśliwi, kochani... Tymczasem nie można hipnozą zmusić człowieka by zrobił coś co jest sprzeczne z jego wartościami, przekonaniami. Nie można kogoś zahipnotyzować wbrew jego woli.
Hipnoza „daje wolne” umysłowi świadomemu, korze novej. Przenosi w sferę hipotezy, sferę, którą można porównać z kwantowym potencjałem. Daje dostęp do nieświadomości.
Wykorzystajmy więc trans w coachingu. Skoro stosujemy narzędzia coachingowe do omijania blokad kory novej, w zwykłej praktyce coachingowej, przyjrzyjmy się nowemu narzędziu – coachingowi podświadomości.
Coaching podświadomości (właściwie nieświadomości, ale termin podświadomość jest bardziej obecny w języku potocznym zostańmy więc przy tej nazwie) polega na wprowadzeniu klienta w płytki trans hipnotyczny i prowadzeniu rozmowy coachingowej. Tylko i aż tyle.
Z mojego doświadczenia (niezbyt jeszcze bogatego, ponieważ rzecz jest nowa) wynika, że efekty są oszałamiające! Klient w ciągu jednej sesji dociera do tego, co zwykle zajmuje dużo czasu.
Technicznie wszystko też jest dość proste. Na pierwszej sesji klient uczy się wchodzić w trans. Później może ćwiczyć autohipnozę w domu. Jest to też dobra pora na wyjaśnienie jak to wszystko działa i co można osiągnąć. Na kolejnych sesjach odbywa się już normalna praca. Trzeba tylko mówić wolniej ponieważ trans to głęboki relaks więc klient też mówi wolniej.
Sesje coachingowe w stanie transu odbywają się bardziej „prawopółkulowo”. Język nieświadomości to język obrazowy, bogatszy znacznie od werbalnego. Trzeba więc podążać za klientem w sposób może bardziej poetycki.
Na jednej z sesji mój klient, twardo stąpający po ziemi biznesmen na kierowniczym stanowisku od razu opisał swój problem mniej więcej tak: „jestem jak mechanizm zegara, w który sypie się piasek i ten piasek mnie blokuje, przeszkadza”. Później pytałem o to czym jest ten piasek, skąd się bierze i jak można zapobiec blokowaniu mechanizmów.
Rewelacja!
Czy doszli byśmy do tego zwykłą rozmową? Na pewno. Można do Madrytu dojechać powozem konnym i ma to swój niezaprzeczalny urok. Jednak trwa i jest dość męczące. Większość osób decyduje się więc na lot samolotem.
Komentarze