Żyjemy w coraz szybszych i bardziej wymagających czasach, gdzie ze wszech stron bombardowani jesteśmy tym, co jeszcze musimy mieć, kim jeszcze musimy się stać w drodze do szczęścia. Jest to czas, gdzie bardzo łatwo jest się zgubić, innymi słowy stracić kontakt ze sobą, ze swoimi potrzebami, emocjami, celami. Okazuje się też, że gdy mamy już to wszystko co ''powinniśmy'' mieć: partnera, dziecko, dom, dobrą pracę, samochód... wciąż jest w nas niepokój i czegoś nam brak, a to co miało zapewnić nam szczęście okazuje się iluzją, jest poza nami i nie jest nasze.
I wtedy pojawia się zainteresowanie samorozwojem, zaczynamy się zastanawiać kim jesteśmy, pytamy o swoją tożsamość i misję, często są to ciężkie tematy, gdyż spotkanie z samym sobą nie należy do najłatwiejszych, można by powiedzieć nawet, że jest jedną z najtrudniejszych konfrontacji. Samorozwój często kojarzony z czymś przyjemnym, może się wówczas okazać czymś bolesnym, wywołującym dużo emocji tych przyjemnych i nieprzyjemnych, a więc staje się czymś ważnym. Zaczynamy więc bardziej czuć niż myśleć i to odczuwanie staje się często bodźcem do poszukiwań, poszukiwań prawdy o sobie, ludziach i życiu.
Potwierdzeniem tego jest fakt rosnącej liczby szkoleń, treningów, warsztatów w obszarze szeroko pojętej tematyki rozwoju osobistego. W parze za tym zjawiskiem, rośnie liczba coachów, trenerów, niestety często samozwańczych bez kwalifikacji, przygotowania czy też certyfikacji. Jeżeli w swojej pracy zadaję pytania, a tak też robi coach, to chyba też jestem coachem i tak na spotkaniach towarzyskich i biznesowych co druga osoba mianuje siebie tytułem coacha , trenera, mentora:). I tym sposobem w zastraszającym tempie rośnie liczba szkoleń przeróżnych. A zatem nie dziwi też fakt, że tak jak szybko można zostać trenerem/ coachem, tak też później pracuje się szybko, wykorzystując szybkie narzędzia błyskawicznej zmiany, jest to bardzo kuszące, nikt nie lubi/ nie umie czekać. A co wtedy jak zmiana nie pojawia się szybko, a narzędzia do błyskawicznej motywacji nie działają ?
Znów frustracja… nie jest to zbyt zaskakujące, gdyż człowiek nie lubi nic zmieniać, a raczej nie lubi podejmować działań czy też mówiąc ściślej integrować myśli, uczuć i działań zmierzających do określonej zmiany.
A gdyby tak nic nie trzeba byłoby zmieniać... tylko dać sobie czas i przestrzeń na to, żeby stać się bardziej sobą, możliwe jest, że oczekiwana zmiana pojawi się wówczas szybciej, w myśl paradoksalnej teorii zmiany – akceptacja rodzi zmianę, spinka rodzi frustrację. Proces stawania się sobą czy jak niektórzy wolą proces zmiany warto też oprzeć o solidny fundament, fundament swoich mocnych stron, a nie swoich mocnych deficytów. I tu pojawiają się wątki kulturowe i socjalizacyjne, które niestety, ale w dużej mierze bazują na tym czego nie mamy i jacy powinniśmy być, to niestety nie sprzyja, nie stymuluje do działania. Praca na mocnych stronach tak prosta i logiczna w naszym kręgu kulturowym może okazać się czymś nowym, a nawet rewolucyjnym.
Komentarze