ale prostują się i idą dalej, jakby nic się nie stało".
Albert Einstein
Miałam klientkę, która po paru sesjach doszła do wniosku, że sama musi popracować nad sobą, że nic nie daje praca domowa odrobiona pięć minut przed coachingiem, że nie zbawią jej przeróżne szkolenia, ani spotkania ze mną, jeśli nie weźmie życia w swoje ręce.
Przyszła do mnie ze słowami, że zawsze marzyła o starszej mądrej osobie, która będzie ją wspierać, do której będzie przychodziła z problemami, czyli nastawiała się na długą uzależniającą relację, ale kiedy uświadomiła sobie własne schematy, uwolniła się od iluzji mojej wszechmocy.
Bo konfrontacja ze sobą daje zwykle wgląd w prawdę, daje świadomość, że życie jest procesem w którym na pewne kroki potrzeba nieco czasu, cierpliwości i zaangażowania - własnego, nie coacha, trenera czy mentora. Iluż znamy hobbystów szkoleń, którzy uczestniczą w różnych rozwojowych eventach, ale w ich życiu wciąż nic się nie zmienia. Ci ludzie zwykle czują, co naprawdę jest im potrzebne, ale obawa przed odsłonięciem prawdy jest tak duża, że próbują wszystkiego dookoła, oprócz tego, co będzie naprawdę skuteczne.
Skąd bierze się schemat, który każe za wszelką cenę odrzucać rzeczywistość i podejmować zastępcze ruchy, które trzymają nas w zaklętym kręgu niemocy? Czemu tracimy czas i energię na mitologizowanie braku poczucia własnej wartości, zamiast po prostu działać skutecznie i to poczucie budować?...
Prawie wszyscy znamy życiorys Steava Jobsa (jeśli ktoś nie zna - https://www.youtube.com/watch?v=ogKQjHOVyzA), wiemy, że zrezygnował ze studiów, a potem stworzył imperium, z którego został wyrzucony. Wtedy odważnie zmierzył się z porażką, zaakceptował fakty i własne pomyłki, odrzucił pokusę zachowania pozorów wielkości (ego) i zaczął działać wykorzystując dostępne zasoby. Jakże skutecznie!
"Zaakceptuj rzeczywistość, nie broń się, obserwuj, bo tylko wtedy możesz ją zmienić" - te słowa powtarzane przez rozwojowców i buddystów, stają się wyświechtanym hasłem. Wszyscy je znają, tyle że nie wszyscy wiedzą o co chodzi, może więc przypatrzmy się tematowi?
Kiedy jako dziecko rozbiłeś kolano, a mama mówiła dmuchając : "nic się nie stało, już nie boli", to skutecznie odwracała umysł od problemu, ucząc Cię udawać, że jest inaczej, niż jest. Mogła też wdrukować Ci przekonanie, ze jesteś ciamajdą i niezdarą, albo po prostu stwierdzić: "Rozbiłeś kolano. To boli.Następnym razem bądź ostrożniejszy."
Kolejny przykład - dostałeś dwóję na klasówce, tu możliwe są znowu dwie niszczące reakcje - pierwsza to krytyka Ciebie, bo przecież ”Ty nawet nie potrafisz się porządnie nauczyć, słabiutki jesteś (!)" , druga pseudotroskliwość :" nic się nie stało, nauczyciel pewnie się na Ciebie uwziął". Każda z tych reakcji to zakłamywanie rzeczywistości i brak akceptacji.
A co, jeśli odnosisz zawodową porażkę i dostajesz albo reprymendę od rodziny, która uważa, że "do niczego się nie nadajesz", albo pozorne wsparcie wyrażające się w pocieszaniu, że to wina kolegów lub szefa? ... Co wtedy czujesz?
Trochę takich i podobnych doświadczeń, a nauczysz się skutecznie bronić przed prawdą i nie będziesz sobie dawać prawa do popełniania błędów. Zamiast je akceptować i korygować, będziesz wmawiać sobie kłamstwa, które podtrzymując w pozornym poczuciu wielkości Twoje "ego", zrujnują Ci życie. Twoje poczucie własnej wartości skurczy się ogromnie, będziesz się błąkać zdezorientowany między tym, co chcesz widzieć, a faktami.
Tak jest na każdym poziomie, nawet fizycznym - żeby przetrwać poważny ból, nie da się udawać, że nie istnieje. Trzeba go zaakceptować, a nie walczyć z nim za wszelką cenę, bo to przed czym się zaciekle bronimy zwykle narasta. Metodę przetestowałam na sobie i rodzinie w sytuacjach ataków, zawałów i innych poważnych zdrowotnych przypadków. Danie sobie prawa do bólu i do swojej naturalnej reakcji powoduje, że nie wpadamy w panikę i łatwiej opanowujemy emocje, co jak wiadomo w sytuacjach zagrożenia zdrowia lub życia bywa kluczowe.
Podsumowując - spokojna akceptacja faktów, przyjęcie do wiadomości, że są takie, jakie są, to często pierwszy krok do poprawy sytuacji.
Jeśli stoimy między ludźmi, którzy rzucają w nas kamieniami, a udajemy że jest wszystko w porządku, to zamiast się uchylać, a może nawet zrobić z kamieni mur, który nas ochroni, będziemy cierpieć coraz bardziej, coraz dotkliwiej obrywać, a nasze przerażenie i poczucie krzywdy będzie narastać.
Jeśli więc ktoś Cię nie szanuje, albo niszczy psychicznie, to może zamiast go obwiniać, albo wmawiać sobie, że ten człowiek jest dobry, lepiej po prostu dostrzeż fakt i zobacz w jakim stopniu Ty przyczyniasz się do tej sytuacji.
W akceptacji rzeczywistości tkwi magia i zwykle w jej efekcie albo odnajdujemy różne opcje rozwiązania problemu, albo problem niespodziewanie znika. Nie wiem, jak to się dzieje, ale ja i moi klienci doświadczyliśmy tego wielokrotnie.
Może więc odpuść sobie coaching i zastanów się najpierw:
- Co, w Twoim życiu jest faktem, którego nie chcesz zaakceptować?
- Co w Twoim życiu jest złe, a Ty starasz się to ignorować?
- Czego nie robisz, choć doskonale wiesz, że przyniosłoby efekty?
- Co Cię powstrzymuje, czego się obawiasz, czego nie chcesz zobaczyć?
Komentarze