Coaching jest sposobem wspierania innych osób w realizacji ich celów. Jest to metoda, która polega nie tyle na dawaniu czegoś innym, co na pomocy w odkrywaniu ich zasobów, poszerzaniu perspektywy, pokonywaniu ograniczeń. Istotny w coachingu jest szacunek dla świata wartości klienta i nienarzucanie mu swoich własnych. Z tego względu (choć nie tylko - równie ważną kwestia jest po prostu fakt, że rady mają bardzo ograniczoną skuteczność dla wprowadzania trwałych zmian) w coachingu nie udziela się rad, ani nie sugeruje rozwiązań.
Jest jednak kilka spraw, które tradycyjny coaching pomija, a uważam, że w pracy z osobami wierzącymi są one bardzo istotne.
Człowiek wierzący patrzy na świat oraz na swoje życie przyjmując trochę inne niż tradycyjny coaching założenia. Ten zakłada, Chcąc pracować z osobami wierzącymi w oparciu o ich zasoby płynące z wiary warto je znać. Istota tego spojrzenia wywodzi się z kerygmatu - czyli podstawowej prawdy wiary.
Człowiek został stworzony przez Boga z miłości na swój wzór i podobieństwo. Na początku stworzenia miał on możliwość życia w obecności Boga, będąc z Nim w bliskiej relacji. Niestety, poprzez grzech zdecydował o zerwaniu tej relacji zaufania - i wybrał samodzielność. Skutkiem tego grzechu była śmierć. Bóg jednak nie zrezygnował z człowieka. Przyjął na siebie jego konsekwencję i stał się człowiekiem w Jezusie, a następnie oddał za każdego człowieka swoje życie. Następnie posłał swojego Ducha, by ten wspierał ludzi i by przez niego ludzie mogli nadal być z Nim w relacji.
Można zapytać jakie konsekwencje ma ta historia dla coachingu?
W przypadku osób wierzących są one bardzo istotne, gdyż zupełnie zmieniają fundamenty pracy z klientem. Dla człowieka wierzącego świat nie jest tylko i wyłącznie „miejscem do zagospodarowania”, w którym wszystko od niego zależy i nad którym ma nieograniczoną kontrolę. Jest przede wszystkim współpracą z Bogiem, który ten świat stworzył. Tak naprawdę ta współpraca jest po prostu wchodzeniem w relację z Bogiem.
Z drugiej strony - świat wciąż jest polem walki. Choć chrześcijanin wierzy, ze walka dobra ze złem skończyła się na krzyżu zwycięstwem Boga, to wie też, że ta walka niejako nadal trwa, a szczególnym miejscem objawiania się tej walki jest ludzkie serce.
To w nim ścierają się inspiracje Ducha świętego z podszeptami złego ducha. Pierwszy zachęca do tego, co dobre, drugi różnymi sposobami stara się sciągnąć człowieka w dół. Pierwszemu zależy na prawdziwym dobru człowieka, drugi kłamie i oszukuje chcąc skłonić człowieka do wyboru zła nad dobrem, lub przynajmniej zachęcić go do mniejszego dobra.
Przestrzenią tej walki w każdym z nas są z jednej strony nasze działania i decyzje, ale również nasze przekonania na temat Boga, siebie samych i innych osób. To jaki będziemy mieli obraz Boga ma istotny wpływ na to jakie decyzje będziemy podejmować, z jak wielką odwagą będziemy patrzyli w przyszłość.
Przykładem może być tu ewangeliczna przypowieść o talentach, w której trzech ludzi otrzymało duże ilości złota (talent to jednostka wagowa, wynosząca trochę ponad 26 kg. Według dzisiejszego kursu talent złota jest wart ponad 900 tyś. dolarów) Dwóch z obdarowanych zainwestowało pieniądze, jeden nie zrobił z nimi nic. Gdy darczyńca chciał odebrać swą własność okazało się, że pierwsi pomnożyli dwukrotnie swoje talenty. Trzeci zakopał go. Istotna jest jednak przyczyna takiego postępowania. Zrobił to ze strachu przed właścicielem, a więc ze strachu przed Bogiem. Czy jego przekonanie na temat tego jaki jest Bóg przyniosło mu korzyść? Raczej niespecjalnie… Mam wrażenie, że i w dzisiejszych czasach sposób myślenia o Bogu - nawet osób wierzących - jest daleki od tego jaki Bóg jest naprawdę. Postrzegamy go przede wszystkim jako kogoś, kto ogranicza naszą wolność, skupia się tylko i wyłącznie na tym, by wychwycić nasze błędy, a najbardziej istotne jest dla niego to, co robimy w łóżku, czy w piątek jemy mięso, a w niedzielę jesteśmy w kościele. Przyjęliśmy też, że religia polega na wypełnianiu obowiązków, w których potrzebujemy pośredników - księdza, który nam powie co dobre, a co złe, kogoś „uduchowionego” kto się za nas pomodli. Tymczasem każdy ochrzczony jest dzieckiem Boga, mającym do niego ten sam, nieograniczony przystęp. Zapomnieliśmy, że każdy z nas może go bezpośrednio usłyszeć i z Nim porozmawiać…
Jest jednak ktoś, komu zależy byśmy właśnie w ten sposób myśleli. Św. Ignacy z Loyoli nazywał go przeciwnikiem natury ludzkiej. Szatan, bo o nim mowa jest kimś kto posługuje się ciągłym kłamstwem, by odciągnąć nas od relacji z Bogiem, zburzyć ją, a sam obraz Boga zniekształcić i wypaczyć. Niestety, wciąż się na to dajemy złapać. Zaczynamy wierzyć, że Bóg chce nas ograniczać. Dajemy wiarę w negatywne myśli o sobie, które mają deprecjonować to kim jesteśmy i do czego jesteśmy zdolni jako dzieci Boże, przyjmujemy jego podszepty na temat tego jacy są inni ludzie i jakie mają wobec nas zamiary. W jednej ze swoich książek C. S. Lewis pisał, że ponieważ Szatan nie może zrobić nic Bogu, to czerpie przyjemność z uderzania w tych, których Bóg najbardziej kocha - czyli ludzi. W tym kontekście jedną z wartości jakie mógłby dawać coaching osobie wierzącej byłoby odkrycie w jakie kłamstwa wierzy - i spojrzenie na nie z nowej, bożej perspektywy.
Dla mnie ujęcie tej perspektywy jest podstawową różnicą pomiędzy zwykłym coachingiem, a coachingiem chrześcijańskim. Nie jest to jednak jedyna różnica. Kolejne pojawią się w następnych postach, a tymczasem zapraszam na www.coachingchrzescijanski.pl
Komentarze