Walentynkowo - "męska aleksytymia"

2013-02-14 09:23:12

Artur Brzeziński
"Wielu mężczyzn było wychowanych (i nadal jest wychowywanych) tak, aby dobrze funkcjonować w świecie, który przestał istnieć. Zgodnie z tym modelem wychowawczym mówi się, że mężczyzna, aby dobrze spełniać swą rolę w dorosłym życiu, powinien być w stanie utrzymać rodzinę, być emocjonalnie stabilnym, logicznym, zorientowanym na znajdowanie rozwiązań, i agresywnym." R. Levant

Uwaga,
Poniższy tekst zawiera nadmierne uproszczenia, niedopuszczalne generalizacje, wredne uprzedzenia, stereotypy oraz pewną ilość rzetelnej wiedzy. Niestety do Czytelnika należy określenie, co może być wiedzą, a co powierzchowną opinią.




Jest taki dzień w roku, kiedy od mężczyzn oczekuje się czegoś niezwykłego, przez pozostałe dni właściwie zakazanego. Tak bardzo zakazanego, że nawet sami mężczyźni przestrzegając tego zakazu nie wiedzą, że ten zakaz ktoś im wydał. Ten dzień to Walentynki. Dzień, w którym mężczyźni mają wyrażać uczucia! I to jeszcze jakie - miłość, akceptację, uznanie, szacunek...brrr. No bo gdyby to chodziło o złość, to jeszcze by sobie jakoś radzili, ale ... MIŁOŚĆ?
Na szczęście to tylko jeden dzień. Więc jakoś pod presją reklam, redaktorów z mediów wszelakich , a zwłaszcza wobec czujnych spojrzeń partnerek, idą po upominki. Ci bardziej wyrafinowani z desperacją błąkają się po sklepach zastanawiając się, co może podobać się ich wybrance. Ci mnie wyrafinowani lub może bardziej zniechęceni kupią kwiaty. Jest także stosunkowo nieliczna grupa (przeważnie na początkowym etapie związku) , którzy zaproszą swoje partnerki na urocze kolacje.
Następnego dnia znowu będzie można wrócić do normalności. Normalności czyli do nie mówienia o uczuciach, nie myślenia o uczuciach, nie czucia.... Znalazłem w Internecie intrygująco brzmiące określenie - "normatywna męska alekstymia". Oznacza ono mniej więcej, że dla mężczyzn normą jest nie rozróżnianie emocji i nieumiejętność ich nazywania. Mężczyźni dotknięci tą przypadłością czasem nawet nie wiedzą, że coś czują. Od mężczyzn oczekuje się, że będą racjonalni, opanowani, nie ulegający stresom, bez lęku patrzący w oczy nadchodzącej przyszłości. Mężczyznom nie wolno płakać, bać się, mieć wątpliwości, prosić o pomoc. Mają wspierać swoje partnerki, chronić dzieci, pomagać staruszkom, ratować łosie, itd. Kto powiedział im, że mają tacy być? Ich ojcowie, dziadkowie, trochę mnie matki, więcej babcie. Kiedy przedszkolak wywraca się jak długi na żwirze i wstaje zapłakany z pokrwawionymi kolanami może usłyszeć "Nie płacz...Chłopaki nie płaczą". Kiedy w 3 klasie nikt nie chce się z nim bawić słyszy "Nie masz się czym przejmować". Tata nie pyta ich co czują, dlaczego czują. Nie mówi - "choć synu porozmawiamy o twoim rozwoju emocjonalnym". Razem w piłkę pograć, pomajsterkować jest ok. To prawdziwe męskie zajęcia. I chłopiec powoli emocje spycha gdzieś w nieświadomość. Jak koleżanka z klasy 6 nie odwzajemni ukradkowych spojrzeń chłopiec usłyszy od rodziców ... Już nic nie usłyszy, bo nie powie im o tym. Bo się wstydzi.. Chłopiec obserwuje rodziców - widzi jak ojciec nie wyraża uczuć i jak radzi sobie z tym matka. W szkole otoczony jest takimi samymi jak on, którzy naśmiewają się z tych wrażliwszych (tzn. można rozpoznać, że coś czują albo - co gorsza - próbują o tym mówić). I tak się to toczy dalej...
Właściwie aż dziw, że się jakoś zakochują. Można to wyjaśnić chyba jedynie siłą instynktu. Lub tradycji, bo to że żenią się i płodzą dzieci (czasem w innej kolejności) może wynikać z tego, że tak "wypada".
W małżeństwie wchodzą w rolę ostoi - chronią, dbają, wspierają, zarabiają....Nie mówią o swoich uczuciach, nie mają do nich dostępu. Nie mówią swoim żonom. Nie rozmawiają o tym z kolegami przy piwie. Uczuć po prostu nie ma ! Uczucia to rzecz dobra dla kobiet. Wyrażanie uczuć grozi uznaniem za .... (tego strasznego słowa nawet nie napiszę). I swoim synom przekazują znowu tą "męską aleksytymię".
Właściwie, co w tym złego? Od czasów polowania na mamuty tak było i może być dalej..
Tylko że - w nawiązaniu do mamutów - grozi im podobny los.
Bo nie jest tak, że nie czują. Czują i to jak! Ktoś gdzieś badaniami wykazał, że mężczyźni są wrażliwsi niż kobiety. Tylko nie wiedzą, że czują, co czują a gdyby nawet się połapali to nie powiedzą o tym.
Na sesjach coachingowych spotykam się z mężczyznami, którzy chcą "mniej denerwować się". Często prowadzę zajęcia z zarządzania emocjami i gdy zdarzą się mężczyźni (a zazwyczaj jest ich tam mniej niż kobiet - przecież nie będą sobie głowy zawracać takimi "pierdułami") to widzę, jak męczą się próbując opisać, co czuli w takiej czy innej sytuacji. Nie rozróżniają myśli od uczuć, nie potrafią uczuć nazywać. Jeżeli już wpadną na jakąś nazwę, to jest to "zdenerwowanie". A wyrażanie uczuć, analizowanie ich, opisywanie to już MontEverest.
Nasze umysły i ciała stanowią jedność. Jeżeli nie mam dostępu (wydaje mi się, że nie czuję) do złości, smutku, żalu to i tak to wpływa na moje ciało. Trudności w pracy, w związku, z dziećmi - za każdym razem wyrzut hormonów do krwi. A serce pompuje, ciśnienie rośnie, wrzody powolutku wypełniają żołądek. Mężczyźni zaczynają chorować na tzw. choroby cywilizacyjne. I leczą się na nadciśnienie, wrzody itd. Jak mają szczęście to ominie ich zawał - strajk ze strony serca wykończonego nie ujawnianymi emocjami.
Mężczyźni też nieświadomie próbują sobie pomóc. Czują, że coś jest nie tak tylko nie wiedzą co. Więc dla odstresowania piją, palą, jeżdżą za szybko, robią mnóstwo głupot groźnych dla nich i dla innych, ale przynoszących chwilową ulgę.
Emocje są naszym kompasem. Unikam tych osób i sytuacji, z którymi wiążą się nieprzyjemne uczucia. Idę tam, gdzie czuję radość, akceptację. Co się dzieje, gdy podejmuję decyzje nie wiedząc, co czuję? Wybiorę to, co wypada, "rozum mi nakazuje" albo znajomi. Tylko, że może to dla mnie być złe. Mój kompas przecież nie działa.
Więc pozbierajmy razem choroby, głupie działania, kiepskie wybory i co mamy ? ... krótszą przeciętną długość życia mężczyzn niż kobiet.
Coraz trudniej nam dożyć do emerytury (tym bardziej, że ta się oddala co jakiś czas).
Co robić?
Jeżeli nam nie zależy na jakości i długości życia możemy nic nie robić.
Możemy też zrobić sobie prezent na Walentynki. Możemy przyjrzeć się temu, co czujemy, pooglądać to, może poszukać, popielęgnować, nauczyć się wyrażać, a nie zagłuszać.
Poprosić nasze kobiety o pomoc. Niech nam pomogą się zorientować, co czujemy i niech nam pozwolą czasem się bać, wątpić.
Bo, gdy znajdziemy dostęp do swoich emocji to i one będą słyszeć nie tylko w Walentynki, że je kochamy.
Bo mając prawo do emocji będziemy silniejsi wtedy, gdy trzeba zapanować nad nimi.
Bo kobiety będą dłużej się nami cieszyć...
Bo dłużej my będziemy się cieszyć, że ciągle jesteśmy na tym "najlepszym ze znanych nam światów".
A termin "normatywna męska aleksytymia" zostanie tylko na zakurzonych stronach internetowych.
Czego sobie i Państwu życzę.
Popularność: 122    Powrót

Komentarze

Odpowiedź
Tytul
Imię/Nick

Załóż konto za darmo

Coach Klient
lub zaloguj